Jestem Rosaline Elissa Williams i to jedyna rzecz jaką wiem o sobie. Nic nie
pamiętam i to jest najgorsze, bo nawet nie wiem czy mam rodzinę. Ludzie mnie
nie widzą i nie czują jak ich dotykam, ale za to ja tak. Myślę że mam gdzieś o
koło osiemnastu lat, poza tym jestem duchem, przynajmniej w połowie. Nie wiecie
jakie to jest uczucie i naprawdę nie chcecie wiedzieć. Mogę wam jedynie
powiedzieć że okropne. Nie słyszycie bić własnych serc, nie macie odbicia,
próbujecie coś podnieść ale nie możecie. A co jest najgorsze na tym świecie, to
że nigdy się nie zakocham, bo nie można zakochać się w człowieku który jest
żywy, a ty martwy. To nie miało by sensu.
Obecnie spaceruje wzdłuż ulicy Fondamenta Zattere Al Ponte Lungo,
przy porcie. Właśnie przybił statek i wysiadali z niego ludzie. Niedługo miało
być lato dlatego nie zdziwiłam się że ludzie byli w krótkich rękawkach. Jeden
chłopak zwrócił moją uwagę, odstawał od innych, bo był dość ciepło ubrany, w
grubą bluzę. Jego wzrok powędrował na mnie, co mocno mnie zaskoczyło przecież
nikt mnie nie wiedział, nikt nie mógł. Uśmiechnął się. Czy to możliwe żeby on
jednak mnie widział czy po prostu uśmiecha się do kogoś innego? Obok mnie
przeszła dziewczyna która mogła być w moim wieku. Zaczęła machać i spojrzałam
na chłopaka. Odmachał jej. Było już wiadomo że zbyt bardzo chciałam żeby ktoś
mnie w końcu zauważył, to było tylko puste marzenie które nigdy się nie spełni.
Chłopak zeszedł na stały ląd i przytulił dziewczynę na powitanie. Patrzyłam na
nich i nie mogłam oderwać od nich wzroku. Chyba byli parą. Przysłuchiwałam się
ich rozmowie.
- Hej, Liv! Jak tam w szkole?
- Całkiem dobrze. A u ciebie wszystko okay?
- Tak, gdzie jest Alan „twój chłoptaś” w którym się tak kochasz, a mój przyjaciel? - A wiec nie byli parą.
- Musiał zostać w domu. Rozchorował się, ale to zwykłe przeziębienie i szybko wstanie na nogi. Poza tym to nie jest „mój chłoptaś” nawet ze sobą nie chodzimy. On nigdy nie zwróci na mnie uwagi, jestem waszą menadżerką.
- I byłaś najlepszą przyjaciółką jego siostry.
- Nie chcę o tym rozmawiać, to nadal zbyt bolesne i za wcześnie jak dla mnie.
- Wybacz, nikt mi o niej nie opowiadał, nawet nie znam jej imienia a przecież miałem z nią śpiewać. Nie mogłem jej poznać przedtem, a chciałem, naprawdę.
- Wiem, kiedyś ci o niej opowiem, obiecuję. Ale jeszcze nie teraz, okay?
- Okay. Poza tym czemu nie przedstawisz mi swojej koleżanki. To niegrzeczne żebyśmy my tu rozmawiali, a ona stała sama i nam się przyglądała. - On mówi o mnie?
- Co? Jakiej koleżanki? Przyszłam tu sama.
- A co z tą dziewczyną która cały czas nam się przygląda? Tą w białym swetrze. - Wskazał na mnie. Szybko spojrzałam na siebie. Faktycznie miałam biały sweter.
- Matteo Williamsie Adornetto czy ty przypadkiem nie przegrzałeś tej łepetyny na słońcu? Tam nikogo nie ma.
- Nie wydaje mi się. Ona tam stoi, jestem tego pewien. - Miałam ochotę do niego podbiec i uściskać go za to, że jednak mnie widzi.
- Chodź Matteo, bo za chwile na pewno ci się przegrzeją obwody w tym pustym łbie.
- Dzięki że tak wspaniale o mnie mówisz.
- Nie ma za co, a teraz rusz te cztery litery i chodź ze mną.
- Tak jest szefie. - Ruszyli ale stanął przede mną i mi się przyglądał a po chwili szepnął: „ A jednak nie mam przewidzeń. Stoisz tu i cię widzę, ale czemu ona nie?”
- Matteo no chodź, a nie stoisz jak ten kołek.
- Wolę się przejść, przewietrzyć głowę, bo coś mi tu nie gra. Wracaj do szkoły, spotkamy się później.
- Dobra. To do zobaczenia.
Dziewczyna odeszła a chłopak podszedł do mnie bliżej. Przeczesał swoje kasztanowe włosy ręką i popatrzał mi w moje martwe oczy. Teraz zdałam sobie sprawę że nawet nie wiem w jakim kolorze są.
- Chodź za mną. - Wyszeptał. Poszłam za nim, bo jeśli nawet chciał mi coś zrobić to i tak nie mógł. Skręciliśmy w jedną z uliczek gdzie nikt akurat nie przechodził.
- Powiedz mi że cię sobie nie wymyśliłem.
- Nie, nie wymyśliłeś.
- To czemu cię Liv nie widziała?
- Ta dziewczyna z którą byłeś ?
- Tak, powiesz mi?
- Nie mogę.
- Czemu?
- Nie chcesz wiedzieć .
- Właśnie że chce.
- Nie, nie chcesz, a teraz wybacz ale muszę już iść. - Wyszłam z uliczki i szybko się ulotniłam zanim ten cały Matteo zdążył zareagować. Nawet całkiem ładny jest, ale strasznie dociekliwy.
Następnego dnia, tak jak każdego innego udałam się na spacer, w to samo miejsce co wczoraj. Miałam nadzieje że dzisiaj nie spotkam chłopaka, który jako pierwszy mnie zobaczył. Gdy już myślałam że to się sprawdziło, zobaczyłam go właśnie wracającego z dwiema torbami zakupów. Zauważył mnie i uśmiechnął się. Przyśpieszyłam kroku i skręciłam w jedną z krętych uliczek. Zauważyłam go jak zbliżał się w stronę starej kamieniczki. Ukryłam się szybko i obserwowałam, a on w tym czasie otwierał drzwi kluczami do mieszkania. A wiec mieszka tutaj, ciekawe. Wszedł do domu ale nie zamknął drzwi. Podeszłam trochę bliżej, do okna. Nie widziałam go w pomieszczeniu, wiec postanowiłam wejść do środka. Całkiem ładnie się urządził. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam że nigdzie go nie było. Miałam już wejść do drugiego pomieszczenia gdy usłyszałam jak drzwi się zamykają. No i byłam w pułapce. Obróciłam się i zauważyłam go.
- Wiedziałem że tu wejdziesz.
- Skąd?
- Domyśliłem się. Wiec co, powiesz mi czemu cię wczoraj Liv nie widziała?
- To skomplikowane i nawet nie wiesz jak bardzo.
- Więc spróbuj mi wyjaśnić.
- Naprawdę muszę?
- Tak, musisz. Inaczej cię nie wypuszczę.
- Nawet jak bym chciała sama stąd wyjść to i tak nie mogę. - Popatrzał na mnie trochę zdziwiony.
- Czemu?
- Opowiem ci ale pod warunkiem, że nie będziesz się mnie bać.
- Czemu miałbym się bać takiej ślicznotki jak ty? - Popatrzałam na niego poważnym wzrokiem. - No dobra obiecuje, a teraz siadaj i opowiadaj.
Siadłam obok niego i zaczęłam tłumaczyć dlaczego jego koleżanka mnie nie widziała, a także inne rzeczy związane z moim obecnym stanem. Nie powiedziałam jedynie jak się nazywam.
- Wiec mówisz że jesteś duchem i dlatego Liv cię nie widzi?
- Coś w tym rodzaju. Nikt nie może mnie zobaczyć, dotknąć ani poczuć. Nawet nie wiem jak wyglądam.
- Jesteś bardzo ładna. Masz piękne niebieskie oczy i długie kasztanowe włosy. Poza tym ja cię widzę. Czuję, a pachniesz fiołkami. I… - Wziął moją dłoń, przez chwilę poczułam ciepło jego dotyku. - I mogę cię dotknąć. Nie jesteś żadnym duchem, tylko człowiekiem.
Poczułam, że płoną mi policzki. Gwałtownie podniosłam się z miejsca.
- Nie, mylisz się. Ja… ja już nie jestem człowiekiem. A teraz chce z stąd wyjść, więc proszę wypuść mnie.
- Dobrze. - Poszedł do drzwi i chwycił klamkę. - Ale najpierw chcę się dowiedzieć jak się nazywasz, chociaż imię. Moje już znasz.
- No dobrze Matteo, mam na imię Rosaline.
- Pięknie. - Otworzył drzwi i posłał mi nieśmiały uśmiech. - Zobaczymy się jeszcze?
- Nie wiem, być może. - Wyszłam i usłyszałam jak zamyka za mną drzwi.
Szłam spokojnie obok portu tam gdzie wczoraj spotkałam Matteo. Rozmyślałam czy to może być sen, ale stwierdziłam że nie. W sumie nie śpię już prawie od dwóch lat. Zawsze w nocy udaje się na małe mosty, nad kanałami którymi przepływają gondolierzy i wpatruje się w niebo.
Nagle wpadłam na jakiegoś mężczyznę, dosłownie. Wyglądał na o koło trzydziestu lat, może dwudziestu siedmiu, mniej więcej gdzieś tak. Miał czarne włosy i skórzaną kurtkę tego samego odcienia, koszulkę i ciemne jeansy. Obsydianowe oczy wpatrywały się we mnie tajemniczo i z wielką uwagą
- Jesteś bardzo podobna do matki. - Rzucił po chwili.
- Hej, Liv! Jak tam w szkole?
- Całkiem dobrze. A u ciebie wszystko okay?
- Tak, gdzie jest Alan „twój chłoptaś” w którym się tak kochasz, a mój przyjaciel? - A wiec nie byli parą.
- Musiał zostać w domu. Rozchorował się, ale to zwykłe przeziębienie i szybko wstanie na nogi. Poza tym to nie jest „mój chłoptaś” nawet ze sobą nie chodzimy. On nigdy nie zwróci na mnie uwagi, jestem waszą menadżerką.
- I byłaś najlepszą przyjaciółką jego siostry.
- Nie chcę o tym rozmawiać, to nadal zbyt bolesne i za wcześnie jak dla mnie.
- Wybacz, nikt mi o niej nie opowiadał, nawet nie znam jej imienia a przecież miałem z nią śpiewać. Nie mogłem jej poznać przedtem, a chciałem, naprawdę.
- Wiem, kiedyś ci o niej opowiem, obiecuję. Ale jeszcze nie teraz, okay?
- Okay. Poza tym czemu nie przedstawisz mi swojej koleżanki. To niegrzeczne żebyśmy my tu rozmawiali, a ona stała sama i nam się przyglądała. - On mówi o mnie?
- Co? Jakiej koleżanki? Przyszłam tu sama.
- A co z tą dziewczyną która cały czas nam się przygląda? Tą w białym swetrze. - Wskazał na mnie. Szybko spojrzałam na siebie. Faktycznie miałam biały sweter.
- Matteo Williamsie Adornetto czy ty przypadkiem nie przegrzałeś tej łepetyny na słońcu? Tam nikogo nie ma.
- Nie wydaje mi się. Ona tam stoi, jestem tego pewien. - Miałam ochotę do niego podbiec i uściskać go za to, że jednak mnie widzi.
- Chodź Matteo, bo za chwile na pewno ci się przegrzeją obwody w tym pustym łbie.
- Dzięki że tak wspaniale o mnie mówisz.
- Nie ma za co, a teraz rusz te cztery litery i chodź ze mną.
- Tak jest szefie. - Ruszyli ale stanął przede mną i mi się przyglądał a po chwili szepnął: „ A jednak nie mam przewidzeń. Stoisz tu i cię widzę, ale czemu ona nie?”
- Matteo no chodź, a nie stoisz jak ten kołek.
- Wolę się przejść, przewietrzyć głowę, bo coś mi tu nie gra. Wracaj do szkoły, spotkamy się później.
- Dobra. To do zobaczenia.
Dziewczyna odeszła a chłopak podszedł do mnie bliżej. Przeczesał swoje kasztanowe włosy ręką i popatrzał mi w moje martwe oczy. Teraz zdałam sobie sprawę że nawet nie wiem w jakim kolorze są.
- Chodź za mną. - Wyszeptał. Poszłam za nim, bo jeśli nawet chciał mi coś zrobić to i tak nie mógł. Skręciliśmy w jedną z uliczek gdzie nikt akurat nie przechodził.
- Powiedz mi że cię sobie nie wymyśliłem.
- Nie, nie wymyśliłeś.
- To czemu cię Liv nie widziała?
- Ta dziewczyna z którą byłeś ?
- Tak, powiesz mi?
- Nie mogę.
- Czemu?
- Nie chcesz wiedzieć .
- Właśnie że chce.
- Nie, nie chcesz, a teraz wybacz ale muszę już iść. - Wyszłam z uliczki i szybko się ulotniłam zanim ten cały Matteo zdążył zareagować. Nawet całkiem ładny jest, ale strasznie dociekliwy.
Następnego dnia, tak jak każdego innego udałam się na spacer, w to samo miejsce co wczoraj. Miałam nadzieje że dzisiaj nie spotkam chłopaka, który jako pierwszy mnie zobaczył. Gdy już myślałam że to się sprawdziło, zobaczyłam go właśnie wracającego z dwiema torbami zakupów. Zauważył mnie i uśmiechnął się. Przyśpieszyłam kroku i skręciłam w jedną z krętych uliczek. Zauważyłam go jak zbliżał się w stronę starej kamieniczki. Ukryłam się szybko i obserwowałam, a on w tym czasie otwierał drzwi kluczami do mieszkania. A wiec mieszka tutaj, ciekawe. Wszedł do domu ale nie zamknął drzwi. Podeszłam trochę bliżej, do okna. Nie widziałam go w pomieszczeniu, wiec postanowiłam wejść do środka. Całkiem ładnie się urządził. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam że nigdzie go nie było. Miałam już wejść do drugiego pomieszczenia gdy usłyszałam jak drzwi się zamykają. No i byłam w pułapce. Obróciłam się i zauważyłam go.
- Wiedziałem że tu wejdziesz.
- Skąd?
- Domyśliłem się. Wiec co, powiesz mi czemu cię wczoraj Liv nie widziała?
- To skomplikowane i nawet nie wiesz jak bardzo.
- Więc spróbuj mi wyjaśnić.
- Naprawdę muszę?
- Tak, musisz. Inaczej cię nie wypuszczę.
- Nawet jak bym chciała sama stąd wyjść to i tak nie mogę. - Popatrzał na mnie trochę zdziwiony.
- Czemu?
- Opowiem ci ale pod warunkiem, że nie będziesz się mnie bać.
- Czemu miałbym się bać takiej ślicznotki jak ty? - Popatrzałam na niego poważnym wzrokiem. - No dobra obiecuje, a teraz siadaj i opowiadaj.
Siadłam obok niego i zaczęłam tłumaczyć dlaczego jego koleżanka mnie nie widziała, a także inne rzeczy związane z moim obecnym stanem. Nie powiedziałam jedynie jak się nazywam.
- Wiec mówisz że jesteś duchem i dlatego Liv cię nie widzi?
- Coś w tym rodzaju. Nikt nie może mnie zobaczyć, dotknąć ani poczuć. Nawet nie wiem jak wyglądam.
- Jesteś bardzo ładna. Masz piękne niebieskie oczy i długie kasztanowe włosy. Poza tym ja cię widzę. Czuję, a pachniesz fiołkami. I… - Wziął moją dłoń, przez chwilę poczułam ciepło jego dotyku. - I mogę cię dotknąć. Nie jesteś żadnym duchem, tylko człowiekiem.
Poczułam, że płoną mi policzki. Gwałtownie podniosłam się z miejsca.
- Nie, mylisz się. Ja… ja już nie jestem człowiekiem. A teraz chce z stąd wyjść, więc proszę wypuść mnie.
- Dobrze. - Poszedł do drzwi i chwycił klamkę. - Ale najpierw chcę się dowiedzieć jak się nazywasz, chociaż imię. Moje już znasz.
- No dobrze Matteo, mam na imię Rosaline.
- Pięknie. - Otworzył drzwi i posłał mi nieśmiały uśmiech. - Zobaczymy się jeszcze?
- Nie wiem, być może. - Wyszłam i usłyszałam jak zamyka za mną drzwi.
Szłam spokojnie obok portu tam gdzie wczoraj spotkałam Matteo. Rozmyślałam czy to może być sen, ale stwierdziłam że nie. W sumie nie śpię już prawie od dwóch lat. Zawsze w nocy udaje się na małe mosty, nad kanałami którymi przepływają gondolierzy i wpatruje się w niebo.
Nagle wpadłam na jakiegoś mężczyznę, dosłownie. Wyglądał na o koło trzydziestu lat, może dwudziestu siedmiu, mniej więcej gdzieś tak. Miał czarne włosy i skórzaną kurtkę tego samego odcienia, koszulkę i ciemne jeansy. Obsydianowe oczy wpatrywały się we mnie tajemniczo i z wielką uwagą
- Jesteś bardzo podobna do matki. - Rzucił po chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz